Jestem bardzo ciężka do współżycia z innymi. Bo nie mam łatwej osobowości. Mam zaburzoną i pełną energii ,którą nie zawsze dobrze zarządzam . Wiele osób mówi ,że ma problem z moją otwartością. Ludzie częściej skrywają swoje uczucia i pragnienia co zawsze wpływa na ich niekorzyść. Ukrywają bo na pewno związane jest to z doświadczeniem. Ja chyba dlatego jestem otwarta bo swoją otwartość kojarzę raczej z samymi korzyściami. Może i czasami powinnam ugryźć się w język ,ale też gdybym nie mówiła głośno o swoich emocjach nie wiedziałabym ,że mam zaburzoną osobowość. To też nawet jeśli wyrażałam zaburzone reakcje – można było się im przyjrzeć. Tak więc gorsze jest duszenie w sobie swojego JA. Wiem,że odstraszam wielu ,ale też przyciągam ekstrawertyków którym znacznie lepiej się żyję właśnie ze mną.. myślę ze względu na czasy i rozwiniętą technikę ludzie stają się introwertyczni ponieważ ich jedynym stanem na wyrażaniem jest status na FB i te inne wirtualne statusy emocjonalne …. na żywo ciężko jest się zmierzyć z żywym człowiekiem
Jestem słaba jeżeli chodzi o więzi . Z tym często sobie nie radzę, ale powoli się tego uczę dbając o więzi i właśnie rozwiązując problemy ,a nie odrzucając. Moją słabością było kiedys odrzucanie ludzi wywołane lękiem przed odrzuceniem . Stąd wiele jazd jakie robiłam swoim partnerom … wolałam rzucić niż być rzuconą… nie odzywać się niż zderzyć z odrzuceniem… w 90% odrzucenie nie było planowane przez drugą stronę , w 90% to ja źle odbierałam informacje zwrotne… nie dało się zbudować więzi żyjąc w takim systemie myślenia jak również sposobu reagowania. Wyniszczałam wszystko wokół zaczynając od siebie. I tu znów napomnę związek z Arturem. Nie mam za złe jemu ani sobie za te śmieszne wspólne dni . Nie było w tych dniach nic prócz mojego angażowania się..i cierpienia wywołanego objawami depresji, otwierania dzieciństwa i uruchamiania się procesów retrospekcyjnych … dziwię się sobie sama ,że je przetrwałam sama nie mając właściwie wsparcia rodzinnego. Ale nie o tym teraz mowa. Mowa o tym, że czasami Bóg podstawia nam pewne osoby i sytuacje właśnie po to by móc przy nich czy w tych sytuacjach stracić wszystko… NIE KAŻDY DOSTAJE TAKIE CIERPIENIA I wyciąga z nim wnioski.. bądź jest na tyle silny by przetrwać. U mnie jakby wszystko działo się po coś…bez przerwy tłumaczyłam mojej Pani Dr że czuję w środku , w sercu czuję ..że to się wszystko po coś dzieję.. a ostatnio obiecałam jej ,że usiądę przed nią pewnego dnia i powiem ” O to chodziło” …bo czuję ,że wszystko dzieje się ,zmienia się..ale nie wiem jeszcze po co..
Mogłam nie żyć.. ale to ja sama zaczęłam walczyć o swoje życie.. chociaż pamiętam ,że to były moje najcięższe momenty w życiu.. ale bez nich nie wyobrażam sobie dalszego życia. A to znaczy ,że czasami trzeba WSZYSTKO STRACIĆ i upaść na samo dno by rozkwitnąć i poczuć w końcu wolę walki o swoje życie , o swoje zdrowie i szczęście. Mogło mi tłumaczyć wiele osób , bliskich i dalszych ,ale nie rozumiałam ,że źle postępuję albo ,że kogoś krzywdzę. Musiałam upaść na samo dno…musiałam poczuć ,że to dno . Bo nie każdy czuje ,że jest na dnie. Dzięki Bogu poczułam.
Kiedy nie miałam już nic do stracenia – dostałam wszystko , dostałam to co teraz czuję .
Czuję kim jestem ,czuję ,że moja osobowość w końcu nabiera formy i sklepia się na stałe.
Wiem co czuję i wiem kim jestem . Wiem jakie moje emocje do czego prowadzą i wiem jak zapobiegać cierpieniu . Chwilami czuję się jak ta mała dziewczynką ,która miała te 8 lat i żyła jeszcze w tym domu pełnym radości i ciepła rodzinnego.. bo takie chwile również pamiętam.. Zaczyna mi się przypominać co czułam kiedy jeszcze w moim domu panowała rodzinna atmosfera . Zaczynam pamiętać te dobre chwile .. siebie jako wesołą dziewczynkę . To ,że wiele w życiu straciłam nauczyło mnie rozróżniać ludzi ,którzy nie umieją kochać drugiego człowieka od ludzi którzy aż kipią miłością … omijam tych którzy kochają tylko siebie i materialne rzeczy..omijam tych którzy grzeszą zapracowaniem, dążeniem do bogactwa… omijam tych którzy nie żyją za życia… nie dlatego ,że ich nie szanuję- Dlatego ,że nie chcę by zabierali pozytywną energię . . . . . nie chcę ich nigdy już zmieniać i nie chcę by zmieniali czy też wpływali na moje życie.
Leżę w ogrodzie ,na grillu mięsko marynowane ,kocyk…słoneczko…wiatr…
Jedynym minusem jest to iż leżę pod Ursynowskim niebem ,gdzie samolot samolot goni.
Na dziś tyle z moich przemyśleń .