W pewnym sensie każdy jest swoim psychologiem. Jedną z dobrych wieści jest ta, że psychologia w odróżnieniu od innych dziedzin jest powszechna i mamy z nią do czynienia na co dzień. Dodam jeszcze, że ma z nią do czynienia każdy. Nie ,jak z niektórymi dziedzinami np. tylko astronauta. Psychologia jest dla każdego i często możemy z niej korzystać.
Po wyciągnięciu pewnych wniosków korygujemy swoje zachowania tak aby żyło się po prostu lepiej. I Wszystko byłoby dobrze, dopóki nie stwierdzimy, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić, a w głowie zaczynamy słyszeć pierwsze oznaki poirytowania.
Będąc nastoletnią dziewczynką w ogóle się nie zastanawiałam dlaczego uciekałam z domu, dlaczego piłam alkohol czy popalałam papierosy. Dlaczego na głos bluźniłam sądząc, że to takie „zajebiste”. Wszystko robiłam pod wpływem impulsu. Odreagowywałam gniew związany z alkoholizmem rodziców. Robiłam wszystko na złość w głowie snując plany>
„Niech się pierdolą. I tak wyjdę na dwór. Mają mnie w dupie więc ja też ich mam…”
Rodzice w okolicach drzwiach wyjściowych stawiali opór . Jedyne co radością w sercu mogłam zrobić to powiedzieć im prosto w twarz: „Wali od Ciebie alkoholem” . Za co oczywiście.. dostawałam w twarz.. Ojciec potrafił z refleksem chwycić mnie za włosy, rzucić o ścianę i zapytać : „Co ty kurwo powiedziałaś? „
Płacz..przeprosiny … i błagania. „Nic nic..tato, nigdzie nie wyjdę, zostanę w domu i się pouczę”
Po takich scenach siadałam w pokoju i płakałam. Zawsze wtedy pojawiał się ojciec i wyzywał mnie za to, że płaczę. Z czasem więc płakałam po cichu. Najczęściej w nocy.
I tak w mojej głowie z roku na rok rodziła się coraz większa złość i agresja. Nie mogłam przecież ciągle ładować jej w rodziców. Ciągle spali albo byli w pracy. Byli uzależnieni od alkoholu. Wszystkie problemy jakie przeżywałam w związku z dorastaniem musiałam pokonywać sama, a najczęściej zmuszona byłam rozmawiać ze starszymi kolegami i koleżankami. Odpowiedzi na wiele pytań nie znam do dzisiaj.
Znienawidziłam siebie za to, że jestem gruba, brzydka i głupia. Nigdy nic nie usłyszałam dobrego na swój temat. Jeśli już tata z mamą mnie za coś chwalili czy prawili mi komplementy to wygląd. Zawsze byłam piękną dziewczyną. Z nauką miałam bardzo dużo problemów. Wiecie co z tym wszystkim jest najgorsze.. Że przez całe lata edukacji wyzywano mnie od leni śmierdzących i nierobów. A przecież ja nie miałam warunków. Od dziecka miałam ogromne problemy z koncentracją nad czym nikt nie pracował. Rodzice nie pytali mnie czemu nie możesz się skupić tylko krzyczeli na mnie, że jestem „roztrzepana”
Skutkiem tego były moje WIECZNE WYRZUTY SUMIENIA
Które czuję do dzisiaj. Mam takie lęki przed wszystkim , że często czegoś po prostu nie zrobię . Tylko dlatego, że z góry zakładam klęskę. Borderline to nic innego jak nienawiść do siebie. To duszenie w sobie agresji, gniewu i smutku. Która jest tak silna ,że gdybyśmy jej nie uwolnili przeciwko sobie albo innym – mogłaby nas wysadzić od środka.
Moi drodzy. Nie wiem jakie wy mieliście historie i jakie macie podłoże zaburzeń , ale ja NIGDY W ŻYCIU NIE USŁYSZAŁAM OD SWOICH RODZICÓW:
mama – „Kochanie, nie martw się , tata i ja będziemy przy Tobie jak będziesz się bała”
mama,tata -„Kochanie ja wiem ,że nie możesz się skupić na szkole, ciągle leżymy pijani „
mama,tata -„Kochanie wiem, że nie możesz odrobić lekcji , musisz przecież robić wszystko za nas”
mama- „Nie masz kiedy się rozluźnić i odpocząć bo ciągle nadłśuchujesz czy tata mnie nie bije”
To są początki borderline..to są początki DDA i wielu innych zaburzeń związanych z patologią , dysfunckją w rodzinie i przemocą.
Teraz to widzę. Niezwykle trudno stawać się swoim psychologiem . Właśnie dlatego, że wymaga to powrotów to wypartych wspomnieć. Nawet teraz jak to robię dochodzi do procesów myśleniowych tzw. mechanizmów obronnych. Na samą myśl robi mi się źle. Wyobraźcie sobie co się dzieje podczas podczas terapii, kiedy jesteśmy „zmuszeni” do rozmów i odkrywania tego na nowo.
Każdy z nas będąc dzieckiem właśnie po to utworzył te mechanizmy obronne , żeby przetrwać.
Ale zrobiliśmy to dlatego bo byliśmy sami i rodzice nie regulowali nam emocji, nie pracowali z nami nad naszymi uczuciami i nie rozmawiali z nami o problemach. W skutek czego nie wiemy jak nazwać nasze uczucia. Nie wiemy co się z nami dzieje. Dlaczego nasze życie jest pasmem nieszczęść..
Co najgorsze: CZEKAMY AŻ TO WSZYSTKO SAMO PRZEJDZIE.. PRZEJDZIE NAM..WYROŚNIEMY Z TEGO…
NIE – z ręką na sercu przysięgam, że nie. Samo nie przejdzie. Im wcześniej wejdziecie w ten trydny proces. Tym lepiej. Nawet teraz jak myślicie o tym, żeby coś z tym zrobić mechanizmy obronne wypierają tą myśl.. i tak już chodzicie z tym bagażem ciężkich doświadczeń o kilka lat za długo..mając dalej nadzieje, że samo się poukłada.
A co jeśli nie? ..
Zastanawialiście się chociaż chwilę nad odpowiedzią?
Znajdź odpowiedź w sobie. Zrób coś do jasnej cholery zanim obudzisz się i będziesz żałować.