kryzys

Mam kryzys w związku/ życiu.

Oczywiście zacznę od tego, że miałam dokładnie takie same kryzysy w każdym związku . Jednakże myślałam, że teraz wyzdrowiałam…z tego i moje uczucie będzie stabilne. Z dnia na dzień moj ukochany facet stał sie dla mnie obcy. I wiem, że to jest związane z bpd, dda i innymi traumami związanymi z dzieciństwem. Patrzę na niego i wiem, że jest dla mnie najważniejszy…ale już się nim tak nie interesuje, nie przytulam go, nie całuje, nie tęsknie..mało tego..stał mi sie jakby obcy..nie kocham go. Nagle go nie kocham. Ot tak. I to jest typowe u mnie. Kocham , na drugi dzień nienawidze. Mam dość tego..to coś zabiera mi życie..od kilku miesięcy wpadam w lekką depresje. Dostałam ostatnio leki na depresje, ale w sumie mam je wziąć po miesiączce aby wykluczyć ciąże. Jestem załamana..przestałam nawet się chetnie myć..zaniedbałam się. Robię to co musze..i to nie jest wina moje faceta. On jest cudowny…i tak sobie myśle, ze moze lepiej jakbym odeszła i postanowiła cale zycie byc sama. To takie trudne być z kimś i żyć na odcięciu..nie czuć nic. Mam ochote usnąć i się już nie obudzić… Nawet nie płacze i nie jest mi smutno ..ranie go i jestem takim potworem bez serca. Typowa zimna suka..obwiniam sie za to, że nic nie czuje. Nawet nie czuje , że żyję..nic nie odczuwam. Zero emocji.

Od dziecka pamiętam miałam problem z Kocham-nie kocham. Jednego dnia Kochałam, drugiego nic nie czułam..

Mam umrzec?? Uciec od niego?? Zamknąć się gdzieś..

Najgorsza jest ta świadomość , że to jest niezmienne i marnuje mi życie. Nie wierze, ze przestałam go kochać z dnia na dzień..ale czuje, ze to wygasło. Cały czas myślę w lęku, że go nie kocham. Nie umiem być z kimś.Ale wiem, że zawsze tak mialam. Po rozstaniu kochałam bardziej niż przed. Debil .Isnty debil.

Jestem załamana… Jak nigdy. Błagaam…jak żyć w związku będąc chorą psychicznie. Wypaczoną ? Zobaczcie jak skrajne są moje wpisy.. Ale tak jest. Niby zdrowieje..

Ale to jest chyba już nieodwracalne kalectwo. Nieumiejętność permanentnego kochania.

Teraz rozumień dlaczego osoby chore na BPD tną sie i popełniają samobójstwo. To jest związane z silną potrzebą ulgi. Ja mam taką potrzebe..ale chcę nic robić. Po prostu to boli…

Kompletnie siebie nie rozumiem..nie wiem kim jestem. Czuję nawroty zaburzenia… brak empatii i odcięcie od emocji i uczuć.

Możesz również polubić…

9 komentarzy

  1. TikTak says:

    Polecam natychmiast udać się po pomoc. Proszę absolutnie nic sobie nie robić. Wiele kobiet popełniało różne błędy i dzisiaj są szczęśliwe i mają unormowane życie. Np. Ja

    Robiąc sobie krzywdę nigdy nie dowiesz się jak to jest mieć unormowane życie. Nie jesteś szmatą. Tak zagłuszasz swoje lęki, emocje…itp. Proszę Cię.. tam w środku jesteś Ty..która o siebie walczy..i cierpi. Uwolnij swoje JA …ale poprzez terapię. Robienie sobie krzywdy odpuść. Naprawdę …

    Nie wiadomo czym dla Ciebie jest miłość . . więc nie krzycz nie kocham…. Miłość jest pewnie gdzieś zagłuszona , pod grubą skórą zaburzenia itp.

    Z jakiego jesteś miasta ?

  2. Pola says:

    Hej. Mam 26 lat, moje życie się sypie. Od 7 lat jestem z D. Od 6 lat go nie szanuje i zdradzam. Nie kocham go, nigdy nie kochałam, nie całuję, nie przytulam. Czasem uprawiamy seks. Kiedy mnie przytula – czuję się niezrecznie. Kiedy próbuje całować – odwracam glowe. Każdemu kochankowi oddawalam się całą, namiętnie, pozadliwie. Jak dwie różne osoby. Nie do poznania. Od tygodnia nie jem, nie śpię. Płaczę bo wiem jakim potworem jestem. Z D bierzemy ślub, to błąd. To go zniszczy. On mnie kocha, jedyne co ja czuję to poped seksualny. Mam dość. Nienawidzę siebie. Jestem bardzo popieprzona. Ciągle go oklamuje, wdaje się w kolejne związki z zajetymi facetami żeby zostawiać ich dla kolejnych facetów. Jestem wyprana z uczuć szmata. Tak mi go żal. Tak bardzo mi go żal. Widzę w nim tylko szanse na unormowanie życia. Mam myśli samobójcze. We wtorek napisałam listy pozegnalne i jechałam samochodem z zamiarem popełnienia samobójstwa. Mam fobie, paranoje, wydaje mi się, że ktoś mnie podsluchuje i podgladuje. Słyszę głosy, nie ufam nikomu. Potrzebuję pomocy… Nie wytrzymam tak dłużej. Wstyd mi za siebie…

  3. Ewelka says:

    Mam podobnie. Wiele razy zostawiałam swojego partnera. Po każdym rozstaniu kocham coraz bardziej. Ale… gdy jesteśmy razem… nienawidzę go. Ten krąg się nie zamyka. To trwa i trwa… Chciałam zgonić to na rutynę. Próbowałam. Ale to chyba coś innego. Nie kocham go ale gdy próbuję to zakończyć czuję coś… Nie wiem, może ze strachu bycia samą? Chcę odejść ale tym razem nie potrafię. Kiedy przestałam kochać? Zadaje sobie codziennie to pytanie. Nie wiem, tak jakoś wyszło. Każdy dzień z nim to katorga. Drażni mnie, irytuję… sam dźwięk jego głosu. Ale z drugiej strony… nie potrafię…

  4. TikTak says:

    Zachęcam do dodania swojej historii w zakladce dodaj swoja historie. Jest nas coraz więcej i dobrze by było dawać innym nadzieje…

  5. TikTak says:

    Popłakalam sie jak przeczytałam Twój komentarz. . ogromna radosc

  6. Rozbitek says:

    Ja Ciebie podziwiam, jesteś absolutnie fantastyczna! Popatrz jaki Ty masz nieprawdopodobny kontakt ze sobą, ze swoimi uczuciami, emocjami, jaka jesteś siebie świadoma. Myślę, że niejedna osoba może Ci tego pozazdrościć. Tak naprawdę w tym nieszczęściu, które nas w życiu spotyka jest wielkie szczęście. Przeżywamy coś bardzo głęboko i dzięki temu jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Uśmiechnij się i zobacz jaką niezwykle wartościową jesteś osobą!

  7. Marika says:

    Ojej,.. czytam jakbym czytała o sobie. Ostatnio zauwazyłam to samo u siebie. Taka „obojętność” przeplataną z uwielbieniem. Ale to juz nie jest taka miłość. Nie wiem czy kocham. Nie wiem.

  8. mendi says:

    Jeszcze coś na pocieszenie: http://www.gala.pl/wywiady-i-sylwetki/beata-pawlikowska-zegnaj-smutku-13754
    Podejrzewam, że miała podobnie jak my.

  9. mendi says:

    Tik Taczku tak dla pocieszenia. Obudziłam się wczoraj rano i jakoś mnie dusiło w klatce czy tam chciało mi się lekko żygać (kolokwialnie rzecz ujmując). Stwierdziłam, że nie kocham męża ani dzieci ( a ostatnio męża uwielbiałam). Zaczęłam się znów zastanawiać co mi do jasnej cholery jest. Zaczełam przy Nim płakać i przytulać się. Boże nie miałam siły już. Ale minęło mi. Ja też tak kurde miałam zawsze i po prostu starałam się tym nie przejmować, myślałam że to takie tam głupoty. Później zwlekłam się i jakość było, ale łapią mnie takie zmęczenia, że koszmar, momentami to w środku dnia mam ochotę położyć się i spać. I już sama nie wiem czy mi w tym mózgu coś co jest za energię odpowiedzialne się nie wydziela czy o co biega (chadu ponoć nie mam), ale może powinnam leki zmienić, no zgłupieć idzie.
    Ostatnio jak wiesz poszłam do pracy i naprawdę odżyłam. Kiedy ludzie mnie cenią, cenię samą siebie – tylko że tak jest zdaje się na początku. Boję się przez te zmęczenia, że czegoś nie zrobię i zawalę. Jeden wielki znak zapytania. Zobaczymy….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *