O to stoję przed najważniejszym momentem w życiu. Narodzenie się mojej córki i ślub z moim mężczyzną. Kilka tygodni temu byłam bardzo z tych powodów szczęśliwa, dzisiaj staję w obliczu lęku.Tak silnego, że mam ochotę uciec na marsa..i nigdy nie wracać. . . .
Odcięłam się kompletnie od uczuć. Nie mogę czuć bo jestem bpd…dda..ddd…cokolwiek … AAAAAAAAAAA !! słyszę krzyk w mojej głowie !
Jakkolwiek by tego nie nazwał..to rozwala mi życie. Kocham…nie kocham…tęsknie i nienawidzę…chcę być jego żoną..ale i nie chcę bo się boję !
u mnie to się nię łączy w jedność. U mnie uczucia są nieintegralne… Niespójne bo rozpierdala je LĘK.
Albo Kocham albo nie. I NIE bo się boję…TAK bo chciałabym…
Często wlasnie przyczyną takiego rozczepienia uczuć jest lęk albo ( uwaga! Ciężko odróżnić ) napięcie.
Duszony lęk może też napięcie wywołać . Jestem bardzo świadoma swoich zaburzeń z którymi zmagam się może i kilkanaście lat. Dawniej, kiedy czułam to ogromne napięcie czy lęk rozładowywałam go alkoholem..seksem czy inną..bardziej ohydną autodestrukcją. To musiała być tak okropna autodestrukcja abym nie mogła spojrzeć na siebie i napluć w lustro po czym wyzwać siebie od kurw..ale to pomgało . Na jakiś czas…
Teraz kiedy wychodzę za mąż bardzo boje się, że kiedyś to napięcie rozładuję w takie sposoby…gdybym wcześniej tego nie robiła byloby gorzej bo mogłoby się to prędzej stać..Ale boję się, że rozładuję napięcie i lęk poprzez alkohol i seks np. Z innym facetem. I w sumie wiem, że nie zrobię tego…to jakoś mnie tak ciągnie do zniszczenia siebie. Tak jakby chcę tego !!
Uzależnienie od autodestrukcji.
Czasami wiję się w pościeli i wyciskam łzy.. Męcząc sie sama w sobie. Wyobrażam sobie wtedy, że go zdradzam..on mnie wyzywa od kurw..a ja się zabijam.. I takie obrazy dają mi ulgę . Często zadaję sobie ból wyobraźnią…tylko po to aby sobie ułżyć.
Boże jak bardzo jestem pokrzywiona !!
Dziwie się sobie samej..że mam czelność żyć. Nie ranie mojego narzeczonego.. Nie umiem..ale boje się..że kiedyś to zrobię przez ten ból..i popełnie np. Samobójstwo. Mam świadomość czym jest depresja..nerwica… Bpd..dda…
Czuję miłość do zadawania sobie bólu. Czy powinnam zakładać rodzinę..???
Dalej wierzyć? Co powinnam…kim jestem..i dlaczego nie chcę żyć.. Czy to ten okropny lęk powoduje to wszystko..
Nie wiem..nie znam odpowiedzi. Znam tylko swoje problemy.
Jest : MIŁOŚĆ
NA PRZYKŁAD DO TWOJEGO MĘŻA.
Nie wymagaj od siebie, ze bedziesz kochała jak w filmach.
Bedziesz dobrą żoną jeśli skupisz sie na codziennosci i na tym co masz i uszanujesz to. Nie skupiaj sie na tym czego nie masz i jaka to super nie jestes. Kochasz męża..ale lęk przed ślubem to zasłania. Chcesz uciekać? Spokojnie. Po ślubie poczujesz ulge. Ucz się kochać małymi kroczkami. Nie ma przykladnej zony..w twojej glowie jest jakis obraz ideału, ktory nie istenieje. Buduj miłość. . . dziecka sie boj miec, to jest najwieksze zrodlo miłości na Ziemii..
Miłość leczy borderline.. Z borderline da się żyć 🙂 duzo masz w sobie lęku, ale TO NORMALNE PRZED ŚLUBEM ! jestes normalna 😉 spokojnie… Powoli…cierpliwości..
Czytając ten post poczułam się tak jakbym to ja pisała w swoim pamiętniku. Za 3 tygodnie wychodzę za mąż. Nie wiem czy nie jest to głupotą, lub samolubstwem. Bardzo się boję. Nie mam pojęcia czy będę dobrą żoną, spokojną,wierną i przykładną. Kiedyś marzyłam o dziecku, teraz to mój jeden z większych lęków. 🙁 Ciekawa jestem czy są jakieś dobre sprawdzone leki na Borderline, być może one by mi pomogły.
Tak – to wstęp. Ale później jest weselej :-). I nie dobieraj sobie do głowy, że nie możesz jej pomóc. Dzieci mają kolki – taka kolej rzeczy. Będzie dobrze. Najważniejsze to nie panikować o wszystko. Ja miałam super położną, więc jak cos mnie niepokoiło, to dzwoniłam do niej. Nawet jak Młody miał już ze 2 lata.
ja pierdziele . I Kolki są do tego okresu wstępem ? 🙂 te ataki histerii przypominają mi moje ataki … płaczu i spazmów.. bardzo źle znoszę bezradność. Nie mogę jej pomóc..:(
Masz rację. Jednak ja tych normalnych emocji nie zauważam chyba. Zauważam je dopiero w momencie, kiedy jestem w nazwijmy to „stadium wyższym” :-). Najważniejsze jest to, że umiem już to rozróżniać i wiem, kiedy zbliża się „burza”. Co do kolek – ja nie karmiłam piersią, więc wystarczyły butelki antykolkowe. No i masaże brzuszka.
Dasz radę – uwierz, że teraz zaczyna się bardzo ciężki, ale jednocześnie najpiękniejszy okres w Twoim życiu.
Wiesz…wydaje mi się , że normalne problemy i emocje..które przeżywa każdy już zawsze będziesz przypinać do bpd.. my nie wiemy jak to jest nie mieć diagnozy. To co sama ogarniasz jest bardzo trudne. To co przeżyłaś z byłym mężem potęgowało lęk.. czyli sprawcę zaburzenia. Staraj się zapomnieć o BPD. Cieszę się, że jesteś świadoma tego wszystkiego i są tacy ludzie. Którzy przeszli terapie i mają się dobrze 🙂
Podziwiam Ciebie !!! Ja nie wiem jak przetrwać kolki niemowlęce bez popadania w skrajne emocje… 🙂
I jeszcze jedno – nie martw się, że teraz będziesz pisała mniej. Masz o wiele więcej na głowie. Ta mała kruszynka jest na pewno baaardzo zajmująca :-).
Hmmm… Nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły… Mój ex po prostu zaczął dużo pić i być agresywny. Dwa razy odpuściłam, ale za trzecim razem już nie. Nie chciałam, żeby Młody wychowywał się w takim domu. Poza tym miał też problem z graniem na maszynach. Pieniądze po prostu znikały. On się teraz zmienił – nie pije, z graniem różnie bywa. Rozmawiamy normalnie. Jakoś ułożyła się nasza relacja. Czasem, jak Młody jest chory – bierze go do siebie (nie bardzo pasuje mi brać opiekę). Czy jestem sama? Poniekąd – jestem z Młodym :-). Jest spokojnie. Moi rodzice trochę pomagają. Wiesz – jakiś obiad, czasem wybiorą Młodego z przedszkola… Ale w sumie ogólnie to i tak wszystko na mojej głowie. Praca, mieszkanie, rachunki, Młody. Zwyczajne codzienne życie. Moja rodzina jest przekonana, że mój, nazwijmy to problem z BPD, zniknął i go nie ma. Nie chcę ich wyprowadzać z błędu. Dużo przeszli już przez to cholerstwo. Nie chcę też wracać do leków – dużo mnie kosztowało, żeby się od nich uwolnić. Mam zwykłą hydro, na wypadek, gdybym za bardzo się nakręciła, ale już dawno jej nie tykałam (pasuje sprawdzić, czy się nie przeterminowała :-)). Na ten moment daję radę i staram się nie myśleć, co będzie później. Oczywiście, jakby coś się działo – wracam do leczenia. Na dzień dzisiejszy nie potrzebuję :-).
Dlaczego wzięłaś rozwód? Czy jesteś teraz z tym wszystkim sama???
Tak.Już jest z nami mały aniołek. A wraz z nim wiele emocji. . . Postaram sie jutro cos naskrobać między pampersami
Czy to nie czas na pojawienie się małego cudu na świecie?
Witaj, jestem mamą już ponad pięcioletniego synka. Od lat zmagam się z tym zaburzeniem. Parę prób samobójczych, huśtawki emocjonalne…Jakieś 8-9 lat wstecz przeszłam półroczną terapię (2×3 miesiące). Faktem jest, że pomogła mi ona bardzo. Ale nie wyleczyła. Długi okres czasu żyło mi się łatwiej i to nawet bez leków. Owszem zdarzały się dni gorsze i totalnie masakryczne, ale terapia na jakiś czas nauczyła mi sobie z nimi radzić. Ciąża przebiegła bez wielkich problemów natury psychicznej. Niestety fizycznie trochę nie bardzo. Dużo nerwów i stresu przed i po porodzie (o siebie i Młodego). Na szczęście wszystko się ułożyło. A później po półtora roku od nowa. Rozwód, sądy, złośliwości i problemy stwarzane przez męża… I znowu dałam jakoś radę. Na jakiś czas… Od jakiś dwóch lat mam coraz częstsze huśtawki nastrojów. Nerwy mnie rozsadzają od środka. Na szczęście dziecko daje mi siłę. Zagryzam wargi i ciągnę tą naszą małą rodzinkę do przodu. Najgorzej jest, gdy Młody idzie na weekend do ojca. Wtedy zostaję sama w czterech ścianach, i wtedy dopadają mnie najgorsze myśli. Odliczam czas, kiedy syn do mnie wróci i nieświadomie „postawi mnie do pionu”. Jedyne, czego się boję, to to, żebym pokazała mu takie wzorce i nauczyła go wszystkich emocji, żeby w przyszłości nie borykał się z życiem tak jak ja. Czy mi się uda? Czas pokaże. Na razie jest dobrze, ale to dopiero pięciolatek. U mnie wszystko się zaczęło w wieku 16-17 lat (teraz to wiem – dużo wody w rzece upłynęło zanim zwróciłam się o pomoc, a jeszcze więcej zanim mnie zdiagnozowali). Ale uwierz mi, że zawsze, kiedy zaczynam „świrować”, Młody lub nawet myśl o Nim jakoś pozwala mi się ogarnąć. Także głowa do góry, pierś do przodu i lecimy z prądem :-). Dasz radę, ja też i wiele innych, które też się z tym borykają. Ja w to wierzę (dziś mam jakiś taki dobry nastrój 🙂 ale poza tym piszę serio). Pozdrawiam i powodzenia!
Dziękuję za opinie.
Na początek, może po prostu zatrzymaj się w miejscu, i zastanów się, czy im więcej wiesz o sobie i swoich przypadłościach tym jest Ci na prawdę lepiej.
Być może to co napiszę teraz wyda Ci się okrutne, tylko, im bardziej będzie okrutne się wydawać, tym prawdopodobnie będzie bardziej prawdziwe.
Rozładowanie lęku w formie o jakiej piszesz jest ucieczką, a nie rozładowaniem. Zwyczajnie – uciekasz przed problemami i stresem. Druga rzecz, to użalanie się nad sobą. Uwielbisz użalać się nad sobą, tkliwić i rozczulać. Biedne dda, ddd, bpd… Bo rodzice mnie nie kochali tak jak powinni, bo zajęci swoimi nałogami, uzależnieniami i współuzależnieniami spieprzyli i mnie i moje życie, więc jestem taka biedna i nieszczęśliwa.
Tak naprawdę, poznanie to jedno, a to czego Ty szukasz i o czym piszesz, to jest pogrążanie się w błędnym kole i roztrząsanie tego co nie zawsze jest prawdziwe. Zamykasz się w kole swojego uzależnionego myślenia i szukasz tego od czego mogłabyś się uzależni. Pewnie nieświadomie, ale szukasz. Można być uzależnionym nie tylko od alkoholu, seksu, czy innych używek i substancji chemicznych, można też być uzależnionym od związków chemicznych które wydzielają się same w naszym organizmie, na skutek naszych działań, chociażby adrenalina. Można też być uzależnionym od myślenia. Od chorego, pokręconego myślenia, które posiada znamiona logiki, ale pozornie tylko, bo jego logika, często zawiła i pokrętna, prowadzi do jednego – do usprawiedliwienia swojego nałogu, oraz rozgrzeszenia swojego postępowania. Nie zawsze i nie ze wszystkim można poradzić sobie samemu.
I tak, faktycznie, chyba to nie jest dobry czas na zakładanie rodziny lub może, pokrętnie, jest to czas właściwy, o ile istnieje czas dobry na takie rzeczy, lub jeśli tak na prawdę nigdy nie jest dobry czas na dzieci i męża. Pytanie w tym, czy On – Twój narzeczony, ma świadomość na ile uzależnione myślenie kieruje Twoimi działaniami.
Każdy bordelajn, i nie tylko, po prostu każdy człowiek, umie zapanować nad własnymi emocjami, jeśli tego chce, choć czasem potrzeba mu w tym pomocy z zewnątrz. A chowanie się i rozgrzeszanie przez kolejne definicje, jest po prostu ucieczką. Swoją drogą DDA jest terminem sztucznym i nieco naciąganym, gdyż te same symptomy i dysfunkcje posiadają osoby wywodzące się z rodzin o dysfunkcjach nie mających nic wspólnego z alkoholem, czy nawet narkotykami. Więc byłabym ostrożna z wznoszeniem na sztandary haseł, co do których samo środowisko zainteresowanych tematem ma mieszane uczucia i podejście.
Mój partner… Przeszedł ze mną piekło zanim zaczęłam mu ufać .
Chwytal mnie za ramiona i trząsł …wmawiając mi ” nie jestem Twoim wrogiem ”
Po chwili patrzyłam na niego w takim amoku i wracałam do siebie..
Mi się co jakiś czas włącza atak..i mam ochotę zniszczyć wszystkich. Odrzucam, aby oni nie zrobili tego wcześniej ( moi wrogowie ) ale spokojnie. Jestem ze swoim 2,5 roku…i zdarza się to bardzo rzadko..bpd LECZONE nie nasila się z czasem..wręcz odwrotnie. Nawroty jak dla mnie – zawsze będą
nienawidze tego. od wiekow powtarzalam sobie w kazdy jednym zwiazku, ze nie chce sie klocic, wyzywac, walczyc przeciwko partnerowi… a dopiero stosunkowo niedawno bo ok 6 mcy temu, juz po rozstaniu sie z owczesnym partnerem, dopiero zauwazylam, ze ta autodestrukcja przynosi mi ulge. Zeczelam brac leki, bylam spokojniejsza, ale on doprowadzal mnie do szalu, pomagal mi, mimo tego co mu zgotowalam, widywalismy sie, ze strachu nie raz pohamowalam swoje negatywne emocje, bo go POTRZEBOWALAM.Do pomocy w przeprowadzce, sprawach urzedowych itd Ale kiedy poczulam sie pewniej(od zawsze wiedzialam, ze to ostatni kretacz, ktory mnie wykorzystal, narobil mi problemow, ale i tak bylam do niego uwiazana) puscily, polecialam z koksem, poczulam taka ulge, uszlo ze mnie tyle pary. Ło matko jakiez to bylo wspaniale…a za chwile pobudka, ZNOW to samo,mimo, ze powiedzmy mialam racje w tym co mu wytknelam tylko po co? zepsulam sobie humor na conajmniej kilka godzic, a z nerwow rozbolal mnie i tak juz niezle sponiewierany zoladek.
Boje sie tego, codziennie… Ze z nowym partnerem to tez sie zacznie i nie pomoze jego zrozumienie, jego doswiadczenie, jego inteligentne podejscie do mnie, jego sposoby na uspokojenie mnie, to, ze widzi kiedy nieporozumienie jest jakims tam nieporozumieniem a kiedy odzywa sie BPD (wtedy zwykle nawijam jak katarynka w kolko to samo) i w koncu bedzie mial tego dosc. Teraz mimo, ze jakiekolwiek nieporozumienia maja miejsce niezwykle rzadko, a jak na mnie to moge powiedziec ZE TO JEST NIC. Nadal sie boje, ze to wroci, ze sie w pore nie obudze.
Watpliwosci sa moja codziennoscia, ale nie mam zamiaru rezygnowac z zycia, rozwoju, szczescia, moze kiedys slubu i rodziny, kazdy na to zasluguje!