Maaaarzyć chcę 🙂 Chcę żyć.. mam chyba już dosyć wiecznego myślenia o bpd..dda itp
Odkryłam tę „chorobę” do końca. Wątpię aby mnie jeszcze w jakiś sposób zaskoczyła, wiem jak bardzo jest niebezpieczna, ale też wiem jak sobie z nią radzić. Poznałam wroga i żyję z nim w zgodzie.
Skupiłam się teraz bardziej na odtajaniu DDA. Co tydzień spotykam się z psychologiem i gawędzę sobie z nim o teraźniejszych emocjach. Odsłaniam powoli kurtynę i wystawiam pewne afekty na próbę.
Wszelkie moje namiętności i poruszenia zdają się nasilać w związku z nasilonymi mechanizmami obronnymi w skutek terapii. Ale jestem tego w pełni świadoma i po prostu nie zwracam na to uwagi. Nie jest to też oczywiście łatwe. Zdarza mi się uronić kilka łez np. w pracy. Moje ręce drżą z przypływem traumatycznych wspomnień. Nie wymarzę tego niestety , chociaż tak bardzo chciałam przez tyle lat. Broniłam się przed tym i walczyłam z sobą. Nie mam już na to siły..chcę być łagodna, spokojna i zgodna. Chwilami beznamiętna. Nie chcę wiecznie toczyć sporów mając ciągle nadzieje, że wygram. Nic nie wygram. Ja to ja. Zdrowieje…i to mnie tak cholernie wkurza. Trzymam pod kluczem swoje ja długie lata i czuję, że znalazłam klucz. Boje się otworzyć i być zdrowa.
Ironia? nie.
Ciężko jest rozstać się z dotychczasową normą i zacząć nowe życie.
Teraz muszę się skupić się na budowaniu nowej ścieżki życia.
Nie chcę już mi się pisać.Ciągle to samo. Źle, źle i źle.. już nawet na siłę chciałabym sobie czasem tak dopierdolić w tym wpisie..żeby poczuć, że żyję.
Nie mogę już. Coraz bardziej siebie kocham.. szanuję.. i mam pierwszy raz w życiu apetyt na życie.
Coraz mniej się boję.
Wiem..nie zawsze będzie kolorowo. Ale może po tylu terapiach i próbach będę zrównoważona i gotowa stawić czoło problemom.
Da się z tego wyjść . Jak ktoś nie wierzy.. nie wyzdrowieje.
Da się. I nie pytajcie czy się da..jak to zrobić…to pytanie jest bez sensu ..wiem bo sama je kiedyś zadawałam..
Nawet chwili nie zwlekacie. Szukajcie pomocy.. na siłę !!!
Nie muszę wam przypominać..że prosiłam o skierowanie na terapie, brałam leki..uważałam też jakie brałam.. pchałam się na NFZ jak nie miałam kasy…pisałam do stowarzyszeń z prośbą o pomoc, dzwoniłam po szpitalach, konsultowałam się z księdzem, jeździłam w różnych stanach ponad 100 km na terapie do Płocka. ( do dziś jeżdżę raz w miesiącu ) Pisałam bloga, pomagałam, wspierałam.. Zmęczona jestem.. ale warto było . Śmiało mogę mówić, że się udało . Super nigdy nie będzie. To ciągle we mnie jest i to zawsze będzie ze mną.
To Twoje życie. Jeżeli nie rozumiesz sensu tych 3 słów nie zrozumiesz istoty leczenia. To ty musisz chcieć. To ty musisz wierzyć. Pamiętaj, że na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy Ci pomogą wyzdrowieć. Pomogą.. ale nie wyzdrowieją za Ciebie.
I tym zamykam póki co temat.
TT
Tik Tak zaczęłam terapię, byłam na trzech spotkaniach. To jest straszne i zarazem piękne. Nie mogę mówić, szczęka mi się zaciska ze stresu i ciągle śmiać mi się chcę jakbym jakaś trzepnięta była niesamowicie, ale to facet, k… facet i mam ten dreszczyk. I nie wiem czy przed następnym wejściem nie zemdleję (serio), bo muszę mu powiedzieć jak to Go wyidealizowałam i otoczyłam miłością. Muszę powiedzieć bo inaczej tą terapię szlak trafi. Nie wiem jak to zrobię. Narazie Cię przepraszam – nie będę odwiedzać Twojego bloga, bo za bardzo przesiąkłam internetem i wszystkimi Twoimi spostrzeżeniami. Ale pozdrawiam Cię serdecznie. Odezwę się za jakiś czas.
Mendi.