one size

Życie nie ma rozmiaru-ONE SIZE. Pasuje do każdego… Borderline czy tam inne zaburzenia osobowości to nic innego jak życie w rozmiarze np. borderline,dda…itp… Rozmiar ten pasuje do nas..natomiast inni żyją w ONE SIZE… Inteligencja polega na tym by dostosowywać się do świata a nie próbować go zmienić. Dowiadując się jaki mam rozmiar… nie pozostało mi nic innego jak zacząć go zmieniać… mój rozmiar- nie świat ,który mnie otacza…minęły dwa lata leczenia. Znów wspomnę ,że zdrowieje.. i szczerze powiem .. dwa lata temu nie wierzyłam nawet w jednym procencie ,że kiedykolwiek jeszcze będę chciała żyć, będę siebie kochać i będę tym samym o siebie dbać.

Udało się… może nie do końca bo mam dopiero 25 lat i moja osobowość wciąż się kształtuje. Mam wrażenie ,że zaburzenie osobowości zaczyna się wtedy kiedy jako dziecko czujemy wiele .. przeżywamy wiele emocji..i tu kluczową role odgrywają rodzice, którzy tłumaczą dzieciom co jest dobre, a co złe. Które emocje i uczucia należy przeżywać tak a nie inaczej, nakreślają nam wzorce. Co jeśli rodziców zabraknie? Albo tak jak u mnie rodzice sami byli na tyle zagubieni ,że nie odegrali tej roli właściwie..za to wszczepili we mnie złe wzorce..albo co gorzej – nie dali mi ich wcale.

Spowodowało to to.. że aby przetrwać w domu alkoholowym pełnym przemocy i patologii musiałam wypracować sobie pewne cechy ,które w danym wtedy momencie ratowały mnie każdego dnia..Nie wiedziałam co czuje ..nie zastanawiałam się czy czuję cokolwiek. Każda chwila mojego życia wypełniona była lękiem… lękiem przed czymś czego nie byłam w stanie przewidzieć . Spokój w moim domu bym niczym innym jak ciszą przed burzą.. miłość była bezwarunkowa.. czyli pełna cierpienia i poniżania .. nie mogłam być wrażliwa.. nie mogłam być sobą ..musiałam stać się samodestrukcyjną jednostką .. tylko po to by móc złość i gniew wyładować tylko na sobie.. biczując się każdego dnia i obwiniając za alkoholizm rodziców. Kim byłam? Kupą Gówna..nie tylko dla moich rodziców ,ale przede wszystkim dla samej siebie. I tak Kupa Gówna rosła z roku na rok..

Kiedy wkroczyłam w dorosłe życie i kiedy zmarła moja matka.. musiałam zająć się sobą . A przecież nie miałam o tym pojęcia. Nagle wszystko przestało mieć jakikolwiek sens.. bo przecież moim sensem istnienia było przetrwanie a nie życie. Przetrwanie nie tylko jako moje ,ale przede wszystkim musiałam dbać o to by moja matka nie piła, by nie była bita.. moje życie polegało na opiekowaniu się innymi. Wtedy zrozumiałam ,że nie wiem kim jestem..że nienawidzę siebie i zrobie wszystko by umrzeć … by dotrzeć do bramy postojowej nazywanej – SAMOZAGŁADĄ. Okazuje sie ,że gdzieś we mnie pozostało to  zdrowe „JA” które zaczęło się domagać o wyzwolenie. Poczułam silne cierpienie…wpadłam w depresje.. miałam dość walki z sobą samą . Nie miałam siły na nic.. na posiłek ,na sen.. na nic. Chciałam umrzeć.. zmęczona życiem i walką… gdzieś w środku czując jak granice mojej wytrzymałości stale się przesuwały.. co powodowało coraz większą nienawiść do swojej osoby .

KIEDY W KOŃCU MIAŁAM SIŁĘ ŻEBY ZE SOBĄ SKOŃCZYĆ OKAZAŁO SIĘ ZNOWU MOGĘ IŚĆ DALEJ…. biorąc to co podsuwało Mi życie nie zastanawiając się nad tym czy to ma sens. I znowu tak na zasadzie przetrwania brnęłam dalej.Jak przejście z dnia ku nocy przez druty kolczaste. I tak znowu docierałam zmęczona do tej wyżej nazwanej bramy postojowej…przez którą wiedziałam ,że i tak znowu przejdę . Okazało się  ,że ludzki umysł jest w stanie znieść zbyt wiele…

Jako dziecko nie miałam tak dojrzałych przemyśleń.. chciałam po prostu przeżyć kolejny nadchodzący dzień biczując się już od momentu porannej pobudki.

Kim staje się teraz?? staję się dorosłą kobietą odpowiedzialną za swoje życie.. kochającą siebie poprzez pryzmat Boga.. bo od niego zaczęłam czerpać wzorce. Kiedy czułam się zagubiona i nie mogłam nazwać wielu rzeczy po imeniu zwracałam się ku Bogu.. patrząc na Jezusowe życie..pełne cierpienia ,ale jakże szczęśliwe. Zawsze obrazuje sobie jedno : Jezus upadał wiele razy z krzyżem.. był poniżany .. bity.. upadał..ale wstawał.. bo wierzył. I jest to nic innego jak metafora obrazująca moje życie.. Jezus umarł na krzyżu szczęśliwy, BO wiedział kim jest i wierzył do końca i dzięki temu zmartwychwstał. I tak sobie myślę.. że gdybym nie upadała ..nie nauczyłabym się wstawać . Gdybym nie cierpiała nie nauczyłabym się cierpienie unikać…gdybym nie szła dalej..nie umiałabym radzić sobie z problemami.. bo tylko ich pokonywanie pozwala pokonywać krok w przód. GDYBYM NIE WIERZYŁA NIE ZMARTWYCHWSTAŁABYM !!  Innej drogi..jak to Jezus mówił – po prostu nie ma.Nie ma drogi na skróty..chociaż tak bardzo chciałoby się aby była :) do tego dobrze wydeptana.

Tak bardzo chciałam iść na skróty kiedy usłyszałam ,że jestem zaburzona… że moja osobowość została tak ,a nie inaczej uformowana ….nabrałam więc z czasem cierpliwości i pokory.. między innymi właśnie te dwie cechy pozwoliły mi pokonywać trudności.

Spotykając na drodze oczywiście wielu Aniołów
:) Między Innymi Moją Panią Dr.. którą bardzo pokochałam.. moich przyjaciół ,którzy wierzyli we mnie kiedy upadałam.. otworzyłam swoje serce..pozwoliłam im istnieć w moim życiu.. zaufałam. Uwierzyłam !!!

To tak podsumowując na dzisiaj tyle.. Chcę by każdy z was wyszukał w tym wszystkim głębsze znaczenie tych słów i zrozumiał.. że każde dlaczego ma swoje dlatego.. mimo wielu cierpień i niepowodzeń.. trzeba wierzyć. Nieustannie… kiedy to właśnie życie wystawia nas ciągle na próby.. Trzeba wierzyć.. trzeba marzyć.. i nie myśleć ciągle …tylko działać, a do swoich ułomności podchodzić z pokorą i spokojem wybaczając sobie wiele..

Kiedyś każda osobowość.. ta zdrowa …wyłoni się spod skorupy cierpienia..

Zaburzenie osobowości jest nieoszlifowanym diamentem. A cierpienie i chęć zmiany to nic innego jak dowód na istnienie właśnie owego diamentu. . .

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *