W sobotę odszedł mój bliski kolega. Skoczył z 10 piętra na mokotowie… trochę za dużo alkoholu , lęki i nie wytrzymał.. Chorował na dwubiegunową depresję .
Przeżyłam to bardzo.. sam mnie pocieszał i wspierał..teraz go nie ma..
Poczułam się strasznie jeszcze z jednego powodu. Że ostatnio miałam tak silny epizod depresyjny ,że pragnęłam śmierci..i wiem ,że w takich stanach załamania można jej pragnąć jak zbawienia. Ale nie o to mi chodzi w tej chwili. Było mi źle bo ja jej pragnęłam ,a on zginął.. i było mi jakby głupio..miałam wyrzuty sumienia..
Po takich słowach kiedy jest dobrze, człowiek bardzo żałuje ,że tak pomyślał…
Pytam tylko..Jak mocno te myśli muszą być silne ,że zabrały mojego kolegę .Zabrały wielu .. czy te moje „najsilniejsze, skrajne emocje” mogą być jeszcze silniejsze?
Nie dlatego chce się umrzeć, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej…
Kiedy emocje zamykają nas w pułapce .. śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, jedynym wyjściem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie… i które właśnie w tych skrajnych momentach często wygrywamy..ocierając się o smierć..albo chociaż o te myśli… Ale czy tak daleko musimy się czasami posuwać?
Szanujmy siebie i życie..
Jedyną rozsądną drogą będąc chorym / ą jest leczenie.